Twarzą w piach

"Urban Trial Freestyle" jest przykładem na to, że można zepsuć nawet najprostszy pomysł. Nie wystarczy – zgodnie z założeniami gry – wziąć jakiegoś motocyklistę, prawa fizyki i całość puścić w
"Urban Trial Freestyle" jest przykładem na to, że można zepsuć nawet najprostszy pomysł. Nie wystarczy – zgodnie z założeniami gry – wziąć jakiegoś motocyklistę, prawa fizyki i całość puścić w ruch. Siła tego typu gier tkwi w szczegółach. Tate Interactive wykorzystało ogólny pomysł na serię, ale zapomniało o precyzji.

Zabawa z fizyką i jazdą motocyklem po wszelakich wertepach nie zaczyna się wbrew pozorom od studia RedLynx i serii Trials. Każdy bardziej zgredziały gracz pamięta na pewno leciwe "Excitebike" na NESa (w Polsce – Pegasusa). Mechanika gry od lat pozostaje tka sama –  mamy motocyklistę, nieubłagane prawa fizyki i trasy pełne przeszkód. Gry studia RedLynx, czyli cała seria "Trials" z ostatnim "Trials Evolution" na czele, zmonopolizowały rynek Pecetów i Xboksa 360.

Tate Interactive, deweloper "Urban Trial Freestyle", chciało chyba pokazać, że i oni potrafią. Wzięło zatem mechanikę z "Trials", dołożyło eksplozje a la Michael Bay, gangsterskie ciuchy i jazda! Mamy sport ekstremalny. Szkoda tylko, że w przypadku tej gry do ekstremum można doprowadzić tylko uczucie frustracji. Dłuższe niż kilka godzin – a taki jest przebieg gry bez powrotu, by poprawiać wyniki – obcowanie z "Urban Trial Freestyle" zakrawa na masochizm. Aż trudno uwierzyć, że można było zepsuć tak prosty pomysł. 

Istotą gier, w których pierwsze skrzypce gra fizyka jest umiejętne korzystanie z jej zasad. W "Urban Trial Freestyle" nie ma to aż takiego znaczenia, gdyż twórcy uwielbiają rzucać nam na trasach kłody pod nogi, i to w idiotycznych postaciach – nie raz będziemy na przykład uciekać przed wielkimi głazami. Nasze umiejętności balansowania na motocyklu są zatem mniej istotne. Grą rządzą bowiem – kiepsko zresztą zaprojektowane – sytuacje losowe. Zdarza się, że motor klinuje się w pudełku albo przykleja się ono do opony. A wtedy: do widzenia!, zaczynamy od początku. Elementy losowe odgrywają zdecydowanie większą rolę niż poczucie kontroli nad pojazdem.

Mało tego. W stylistyce dawnego "Split/Second" na ekranie coś non stop wybucha, w powietrzu fruwają ciężarówki, w okolicy lądują samoloty, a w pobliżu biegają przerażeni pracownicy biurowca. Problem w tym, że o ile w "Split/Second" miało to wpływ na rozgrywkę, o tyle w "Urban Trial Freestyle" wprowadza tylko niepotrzebny chaos, gdyż nasz motocykl porusza się po linii prostej. Stąd wszelkie atrakcje obniżają poziom koncentracji i prowadzą do wciskania trójkąta, który odpowiada za powrót do ostatniego punktu kontrolnego.

Same trasy też zresztą nie powalają, a do tego jest ich niewiele. Przechodzenie po kilka razy tego samego, często kiepsko zaprojektowanego wyścigu nie należy do moich ulubionych rozgrywek. A jest to konieczne, bo wyciągnięcie za pierwszym razem wszystkich pięciu gwiazdek, czyli maksymalnej oceny, jest niemożliwe. Często bywa tak, że mamy po prostu szczęście, bo cudem przejechaliśmy przez ogromny żyroskop. Każda najmniejsza pomyłka skutkuje zarycie twarzą w glebę bądź ścianę budynku. Absurd.

Nie pomaga też zróżnicowanie zredukowane do minimum. Mamy tak naprawdę dwie formy etapów gry. Wyścig z czasem (i duchem kogoś ze społeczności PSN) albo tricki. Tych drugich zresztą też za wiele nie ma – sprowadzają się do kręcenia pętli, odpowiednio długich albo wysokich skoków, lądowania w wyznaczonym miejscu i osiągnięcia jak najwyższej prędkości... Z czego tylko pętlę możemy nazwać trickiem. 

Nasz motocykl możemy ulepszać przez wykupywanie nowych części. Tak samo możemy dostosować do własnych preferencji wygląd motocyklisty. O ile ten drugi ma znaczenie wyłącznie estetyczne, to nowe "flaki" w motorze teoretycznie zmieniają nasze osiągi. Piszę teoretycznie, gdyż i tak w natłoku losowości nie na wiele się zda nowy silnik albo opony. 

Najciekawsze zostawiłem na koniec. Z powodu przebiegu gry nie chce się do niej wracać. Ale pal sześć frustrację, samoprzylepne skrzynie czy beczki, chrzanić wielkie głazy. Gdyby tylko był edytor tras, gra zyskałaby drugi żywot. Niejednokrotnie bowiem mieliśmy do czynienia z cienkimi produkcjami, które błyszczały, gdy tylko zabrała się za nie społeczność. Twórcy "Urban Trial Freestyle" pozbawili nas nawet tej opcji. 

"Urban Trial Freestyle", wydane na PlayStation 3 i PS Vita, to w założeniu alternatywa dla xboksowych zabaw z motocyklami w roli głównej. Teoretycznie pomysł jest nie do zepsucia. Mimo tego Tate Interactive dowiodło, że nie potrafi poradzić sobie ze skopiowaniem prostego w założeniach pomysłu. Brak precyzji w prawach fizyki i sterowaniu oraz duża rola zdarzeń losowych nie umilają zabawy, a raczej przeszkadzają. Szkoda.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones